Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

Przybywam z zapowiedzianą kontynuacją "Pretekstu". To chyba było największe "literackie" wyzwanie, jakiego dotychczas się podjęłam i prawdę powiedzawszy, nie jestem do końca przekonana, kto ostatecznie wyszedł z tego starcia zwycięsko - ja czy Ez. Chciałabym, żebym to była ja XD. Tak naprawdę tylko Dusza jedna wie, ile się nad tym tekstem nasiedziałam, napracowałam i naklęłam, dość powiedzieć, że jeden z dialogów doczekał się z 5 wariantów, a do ostatecznej wersji tekstu trafił wariant 5.1 xD. Mam nadzieję, że spodobają się Wam efekty mojej pracy i że uznacie, że Ez w tekście jest taki, jaki powinien być. A i uwaga, bo się rozpisałam xD.

Tekst będzie z momentem 18+, dlatego standardowo podzielę go na dwie części - tę oficjalną i tę wattpadową, którą podlinkuję na końcu i będzie do przeczytania dla zainteresowanych :).

Na koniec pozdrawiam Najlepszą Duszę, ekspertkę ds. tempa (:D) oraz Lady of the Foxes, Setnefer i Rosseę, które mi dzielnie kibicowały *\o/*

Miłej lektury!



Podczas treningu, na który pobiegłam zaraz po pobycie w Laboratorium, zupełnie nie miałam czasu na rozmyślanie nad tym, co się wydarzyło między mną i Ezarelem. Znaczy się, na początku moje myśli same odpływały w tamtym kierunku, ale Cameria szybko ustawiła mnie do pionu. Dość powiedzieć, że hamadriada nie miała litości dla najmniejszej oznaki nieuwagi.

- Gardienne, co z tobą? - odezwała się, gdy po raz kolejny wylądowałam na ziemi. - Dajesz się ogrywać jak dziecko! Masz dzisiaj randkę, czy co? - złajała mnie najpierw, a potem pochyliła się z wyciągniętą ręką, żeby pomóc mi wstać.

- Nie wiem, może? - odparłam wymijająco, chętnie korzystając z jej wsparcia. Gdybym nie była już zaczerwieniona od wysiłku, to właśnie bym się zarumieniła na samo wspomnienie sytuacji z Sali Alchemicznej.

- Będziesz miała cały wieczór na randkowanie. Teraz się skup na teraźniejszości - nakazała.

- Cały wieczór... - powtórzyłam za nią, zamyślona. Cameria bez słów znowu mnie podcięła i tym razem prawie się nakryłam nogami przy upadku. Do końca treningu już się nie odważyłam na jakiekolwiek rozważania nie dotyczące ćwiczeń i walki.

Ostatecznie hamadriada była ze mnie zadowolona, a wymuszona pustka utrzymała się w mojej głowie jeszcze przez dłuższą chwilę, dopóki nie dotarłam pod prysznic. Dopiero tam odnalazły mnie myśli, których do siebie nie dopuszczałam przez cały sparing i uderzyły z podwójną siłą.

Historia mojej znajomości z Ezarelem była burzliwa, ale musiałam przyznać, że ciągnęło mnie do niego. Początkowo podobał mi się tylko fizycznie i nadal pamiętałam jak zastanawiałam się, jakim cudem taki dupek mógł być jednocześnie tak przystojny. Później, gdy wreszcie pozwolił mi się lepiej poznać, polubiłam także jego złośliwy charakter. Teraz miałam szansę zobaczyć jego skryte oblicze, zarezerwowane tylko dla najintymniejszej relacji. Myśli miałam pełne naszych dotyków, pocałunków oraz odczuć, jak to wszystko na mnie działało. Zupełnie się nie spodziewałam, że będzie taki namiętny i skupiony. Jednak gdy już trochę ochłonęłam, doszłam do wniosku, że to nawet do niego pasowało. Gdy sobie przypomniałam, w jaki sposób przysunął mnie do siebie na stole, znowu zrobiło mi się gorąco. Czy Ezarel będzie chciał to kontynuować? Czy nasza znajomość miała szansę pójść dalej?

Nagle jedna nieproszona myśl wyrwała mnie z tego przyjemnego rozpamiętywania i aż zastygłam w bezruchu. A co, jeżeli będzie chciał mi zaproponować taki układ, jaki miał z Ewelein? Nie było mowy, żebym się na to zgodziła. Jeśli właśnie czegoś takiego oczekiwał, to będę zmuszona mu odmówić. Z żalem, bo zdecydowanie miałam apetyt na więcej, ale jednak odmówić. Byłam pewna, że mimo wszystko w taki związek włożyłbym całą siebie i nie zniosłabym braku jego uczuciowego zaangażowania. Musiałam się dowiedzieć zanim do czegokolwiek dojdzie... Cóż za optymizm, Gardienne! JEŚLI do czegokolwiek dojdzie.

Wyszłam z łaźni w kiepskim humorze. Zaczynałam też odczuwać zmęczenie po treningu i ekscytacja niedawnymi wydarzeniami została zastąpiona przez pragnienie znalezienia się w łóżku. Z elfem postanowiłam zmierzyć się jutro. Byłam już pod moim pokojem, gdy zatrzymała mnie Karenn. Wymieniłam z nią kilka zdań, ale bez większego zaangażowania. Zupełnie nie miałam głowy do rozmowy, dlatego zaproponowałam jej spotkanie następnego dnia. Właśnie omawiałyśmy szczegóły, gdy podszedł do nas Ezarel.

- Gardienne, mogę cię prosić na chwilę? – zapytał, gdy już się z nami przywitał. Sama jego obecność wystarczyła, żeby poprawił mi się nastrój. Właściwie to już nawet nie czułam się tak wykończona jak jeszcze chwilę temu... Magia. - Na twojej liście składników są pewne nieścisłości.

- Eee... - wyrwało mi się. Na początku nie zrozumiałam, o czym mówił. - Ach, TA lista! No tak, tak czułam, że coś pomieszałam – powiedziałam z lekkim zawstydzeniem, gdy wreszcie trybiki w mojej głowie wskoczyły na odpowiednie miejsca. - Może pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce? - zaproponowałam, a Ezarel na moment spojrzał wymownie na moje drzwi. Miałam nadzieję, że Karenn tego nie zauważyła, choć to chyba było dość naiwne z mojej strony.

- Świetny pomysł! Na twoim miejscu też wolałbym uniknąć kompromitacji przy naczelnej plotkarze Kwatery Głównej – stwierdził i uśmiechnął się złośliwie do wampirzycy, a ona wyszczerzyła kły.

- Z twoich ust to brzmi jak najlepsza muzyka, elfie – odparła Karenn. - Gardienne, to do jutra? - upewniła się, żegnając się ze mną.

- Tak, wpadnijcie z Allie po moim dyżurze w przychodni – potwierdziłam i pomachałam jej na do widzenia. Przez chwilę odprowadzałam ją wzrokiem, po czym sięgnęłam po klucze i otworzyłam pokój. Weszliśmy do środka i rzuciłam przybory prysznicowe na kanapę. Dzieliły mnie od Ezarela może ze dwa kroki. Tak w sam raz na rozmowę... gdybyśmy tylko rozmawiali. Jednak milczeliśmy oboje, patrząc na siebie nawzajem. Żadne z nas nie wiedziało jak zacząć. Znowu naszło mnie to dziwne uczucie utknięcia w momencie, które po raz pierwszy poczułam w Laboratorium. - To co z tą listą? - zapytałam głupio, byleby przerwać tę ciszę. Nic mi lepszego nie przyszło do głowy, a przecież nie mogłam powtórzyć numeru z pocałunkiem, dopóki nie ustalimy szczegółów naszej relacji. Ezarel sięgnął do kieszeni i wyciągnął wiadomość, którą ode mnie dostał, po czym podrapał się po głowie w zamyśleniu.

- Powiedziałem „lista”? Musiało ci się coś pomylić, chodziło mi oczywiście o list – zdziwił się, po czym rozłożył kartkę i pokazał mi ją. - Nie mogę się pozbyć wrażenia, że gdzieś już coś podobnego czytałem. Na pewno napisałaś go sama?

- Sugerujesz, że skądś go zgapiłam? - zapytałam udając urażoną. W duchu rozbawił mnie fakt, że atmosfera między mną i Ezarelem była napięta, a my zamiast podejść do tego jak dojrzali ludzie i po prostu porozmawiać, właśnie zaczęliśmy się przekomarzać.

- Ależ Gardienne, twoje oburzenie jest prawie jak przyznanie się do winy. Na twoje szczęście jednak wierzę w domniemanie niewinności, więc zanim cokolwiek orzeknę, chciałbym najpierw coś porównać – mówił to takim tonem, że czułam się, jakbym znalazła się w serialu sądowym i właśnie mnie przesłuchiwał wyjątkowo zawzięty prokurator. - Masz może jeszcze list, który kiedyś ci dałem? - dodał, a ja zarumieniłam się lekko. Ciekawe, co sobie pomyśli, gdy zobaczy, że trzymam go pod poduszką... Kiwnęłam głową i z ociąganiem przyniosłam tamtą wiadomość, czujnie obserwowana przez elfa. Wyglądał na zaintrygowanego tym odkryciem. Wreszcie stanęłam obok Ezarela i też rozłożyłam kartkę. Spojrzał najpierw na mój list, a potem na swój. - Ha, wiedziałem! - zawołał triumfalnie. Całe napięcie sprzed chwili gdzieś uciekło, ale nie byłam do końca pewna, czy to dobrze.

- No dobra, może się trochę inspirowałam... - przyznałam się, przewracając oczami.

- „Trochę inspirowałaś”?! Pierwsze dwa zdania są zwyczajnie przepisane! - zdenerwował się, ale oczy mu błyszczały i widziałam, jak starał się nie roześmiać.

- Wielka mi rzecz, za dobrze to ująłeś, by był w ogóle sens coś zmieniać! - broniłam się, a elf nieznacznie wypiął z dumą pierś, gdy to usłyszał. - Właściwie to nigdy w te dwa zdania nie wierzyłam, twój dar gładkiej gadki jest już chyba legendarny w Kwaterze – dopowiedziałam, mimo wszystko próbując skierować rozmowę na interesujące mnie tory.

- Czasem w trudnej sytuacji nie wiem, co powiedzieć – odparł ze wzruszeniem ramion, jakby nie było nic specjalnego w tym wyznaniu. Wtedy dostrzegłam u niego słabo zamaskowaną sztuczność i zrozumiałam, że swoboda, którą prezentował, była udawana.

- A nie mamy teraz trudnej sytuacji? - podchwyciłam temat.

- Przecież tylko porównujemy dwa listy, co w tym trudnego? - popatrzył na mnie ze szczerym zdumieniem, gdy to mówił. Znowu wyglądał na naprawdę wyluzowanego. - Idźmy jednak dalej. Bardzo mi schlebia, Gardienne, że poważnie traktujesz nasze lekcje alchemii... Tylko szkoda, że to zdanie też jest zgapione – kiedy to mówił, oparł ręce na biodrach i łypał na mnie tak groźnie, że czułam się jak strofowany przez nauczyciela uczniak. - I co ja mam teraz z tobą zrobić, Gardienne? - odezwał się, a mi mimowolnie przebiegło przez myśl kilka propozycji, ale ugryzłam się w język, zanim którąś z nich zdążyłam wyartykułować.

- Pominąłeś ostatnie zdanie – powiedziałam nagle, gdy olśniło mnie, że je przemilczał.

- Z premedytacją, bo od niego zaczyna się trudna sytuacja – odparł ze śmiechem, ale niewielki rumieniec zdradzał, że chciał ukryć zdenerwowanie.

- Dlaczego? Przecież ciągle tylko omawiamy list - stwierdziłam niewzruszona, jakbym nie rozumiała na czym polegał problem. Czułam, że zaczynam powoli wygrywać tę słowną przepychankę.

- Ach tak... - westchnął. - Cóż więc mam powiedzieć? Wyszło trochę pretensjonalnie.

- Pretensjonalnie?! - zmroziło mnie. Zaskakująco, intrygująco, pobudzająco – czegoś takiego się spodziewałam, ale nie „pretensjonalnie”!

- To „zrobienie wszystkiego”, bym cię pocałował, tak właśnie brzmi – wyjaśnił wyraźnie rozbawiony moją reakcją. Teraz to on był górą.

- Akurat materiał źródłowy też się tutaj nie popisał – podjęłam próbę ataku.

- Ech, Gardienne, zgapiać też trzeba umieć – odparł, klepiąc mnie pocieszająco w ramię.

- Jestem bardzo ciekawa, jak ty byś to ujął, wielki mistrzu epistolografii – burknęłam, zakładając ręce na piersi. Niby byłam na niego obrażona, ale czułam, że powoli zbliżamy się do siebie. Tempem sunących lodowców, ale jednak.

- To bardzo dobre pytanie! - ucieszył się, jakby naprawdę czekał, aż o to zapytam. - Gdybym był tobą i przeżył coś takiego jak w Sali Alchemicznej, to napisałbym „chciałabym, żebyś nigdy nie przestawał mnie całować” - dodał po krótkim zastanowieniu, a ja po początkowym zmrożeniu, poczułam teraz uderzenie gorąca. Droczył się ze mną, a on ciągle chciał tego samego co ja! Nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. Lekko przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. Ten drobny ruch przykuł jego uwagę.

- I co byś odpowiedział, gdybym tak napisała? - odezwałam się wreszcie.

- Nic szczególnego, bo to by była trudna sytuacja – stwierdził, a mnie ten unik kompletnie zbił z tropu. Dokąd w ogóle zmierzała ta rozmowa? - Ale dobre rozwiązania są czasem warte zgapiania, wiesz? – powiedział zaraz potem i lekko się do mnie nachylił. Pokonał ostatnie centymetry dzielące nasze twarze i musnął mnie zapraszająco, tak jak ja jego w Laboratorium. Nie zwlekałam, tylko od razu pozwoliłam by nasze usta złączyły się w pocałunku - czułym, delikatnym, wytęsknionym. Oba listy znalazły się na ziemi - nie były już do niczego potrzebne. Przylgnęliśmy do siebie, a kiedy do warg dołączyły języki, stało się namiętnie i gorąco. Moje ręce szybko odnalazły drogę pod jego kurtkę, a on ujął moją twarz w dłonie i kciukami powoli gładził policzki. Naiwnie sądziłam, że lepiej jak w Sali Alchemicznej już nie mogło być, ale tego w ogóle nie dało się porównać. Ten obecny pocałunek sięgnął aż do samego dna mojej duszy i wyciągnął na wierzch to, czego nie spodziewałam się tam znaleźć – pożądanie. Jeśli jeszcze chwilę temu chciałam coś z Ezarelem ustalać, to teraz nawet nie pamiętałam, co to w ogóle mogło być. Potrafiłam myśleć tylko o tym, że chciałam by on był mój, a ja jego.

(18+) Ciąg dalszy

Advertisement