Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

Dzisiaj zmieniam klimaty! XD Postanowiłam napisać coś o tym, jak postrzegam Leiftana. Wsparłam się przy tym moją teorią, dlaczego w 16 odcinku było go tak niewiele. Będzie melodramatycznie. Gdyby Leiftan nazywał się Antonio, a Gardia Isaura, to byłaby to brazylijska telenowela. Piszę to, żebyście poczuły się ostrzeżone XD. Miłej lektury!




Minęło już pół roku, od kiedy trafiłam do Eldaryi i... dwadzieścia jeden dni od kiedy ostatni raz rozmawiałam z Leiftanem. Strasznie mi go brakowało przez ten czas. Co prawda nigdy nie widywaliśmy się zbyt często i wcześniej nie uznawałam tego za powód do niepokoju, ale teraz było jakoś inaczej. Miałam wrażenie, że z premedytacją mnie unikał.

Siedziałam w bibliotece i wypełniałam raport z ostatniej misji. Byłam sama - Kero gdzieś poszedł, a Ykhar została pilnie wezwana przez Huang Hua. Bez groźnego spojrzenia znad papierów, którym od czasu do czasu raczyła mnie brownie, kompletnie nie mogłam się skupić na pisaniu. Wodziłam wzrokiem po półkach, nie myśląc o niczym konkretnym. Kiedy otworzyły się za mną drzwi, wyprostowałam się na krześle i zaczęłam pospiesznie uzupełniać formularz.

- Och, Gardienne, nie wiedziałem, że tu jesteś - usłyszałam miękki głos Leiftana. Obróciłam się do niego. - Przyjdę później - dodał i wyszedł. Wcześniej nawet nie mijałam go na korytarzu, więc uznałam, że to znak od losu, by go wreszcie złapać i dowiedzieć się, o co mu chodziło. Zerwałam się z siedzenia i pobiegłam za nim.

- Hej, poczekaj! - zawołałam. Zdążyłam, zanim zszedł na dół. Cofnął się te dwa schodki, które już pokonał i stanął przede mną. Spoglądał na mnie z wyrazem uprzejmego zainteresowania. Miałam wrażenie, że dostrzegłam lekkie rumieńce na jego policzkach. Wzięłam głęboki wdech. - Powiedz mi, co się z tobą dzieje?

- Nie rozumiem, o co pytasz, Gardienne - odparł. Wyglądał na zaniepokojonego, jakby naprawdę nie miał pojęcia, o czym mówiłam. Widząc jego wyraz twarzy, zwątpiłam. Może właśnie się wygłupiłam? Może przeczucie jednak mnie myliło?

- Mam wrażenie, że mnie unikasz - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Szukałam jakiegoś potwierdzenia, że moje przypuszczenia były słuszne. - Chciałabym wiedzieć, dlaczego?

- Wydaje ci się, Gardienne - stwierdził spokojnie. - Jestem po prostu bardzo zapracowany i trudno mnie ostatnio złapać - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Zrobiło mi się głupio. Pewnie pomyślał, że uważałam się za pępek świata, skoro uznałam, że jego nieobecność była w jakiś sposób związana ze mną. Poczułam uścisk w gardle.

- Przepraszam... - odezwałam się, kiedy już wreszcie zebrałam się na odwagę, by to zrobić. - Dzisiaj mijają dokładnie trzy tygodnie jak widziałam cię ostatni raz i bałam się, że to nie przypadek – wyjaśniłam, stojąc z opuszczoną głową. Czułam się jak dziecko, które tłumaczy się przed sąsiadem z wybitej piłką szyby.

- Liczyłaś dni? - powiedział Leiftan, głos miał wyraźnie zdumiony.

- Tak... - odparłam cicho, wpatrując się w czubki swoich butów.

- Nie spodziewałem się... Miałem nadzieję, że nie zauważysz... - usłyszałam w odpowiedzi. Zaskoczona, wyprostowałam się nagle. Leiftan patrzył gdzieś w bok. Zastanawiał się nad czymś.

- Słucham? - zapytałam. Chciałam się upewnić, że naprawdę to powiedział. Leiftan jednak milczał jak zaklęty. - Czego miałam nie zauważyć? - nie odpuszczałam. Kątem oka zauważyłam wchodzącą na górę Ykhar.

- Cześć Leiftan - odezwała się brownie do mojego towarzysza, a mi tylko kiwnęła głową, w końcu widziałyśmy się dopiero co. - Masz do mnie jakąś sprawę?

- Witaj Ykhar - Leiftan wreszcie wrócił na ziemię. - Tak, ale to drobiazg, przyjdę później. Zajmij się spokojnie raportem Gardienne.

- Ach prawda. Tak czułam, że bez wartownika nie skończy tego raportu - odpowiedziała ze śmiechem, uchylając drzwi. Ustawiła się bokiem, bym mogła wejść razem z nią. - Idziesz?

- Tak.

- Nie - odpowiedzieliśmy jednocześnie z Leiftanem. Ykhar popatrzyła na nas zdezorientowana. Czy on właśnie próbował mnie spławić? - Znaczy się, zaraz podejdę, tylko mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - znacząco łypnęłam na mojego towarzysza. Brownie wzruszyła ramionami i weszła do biblioteki. - Wyjaśnisz mi, o co w tym wszystkim chodzi? - odezwałam się, dopiero gdy drzwi zamknęły się za Ykhar. - Pytam poważnie i oczekuję poważnej odpowiedzi.

- Gardienne... - zaczął ostrożnie Leiftan. - Faktycznie unikałem cię ostatnio.

- Ale dlaczego? - niestrudzenie drążyłam temat. Postanowiłam, że nie pozwolę mu odejść, dopóki nie dowiem się wszystkiego.

- Nie mogę sobie wybaczyć, że cię skrzywdziłem.

- C-co? Kiedy? - nie zrozumiałam na początku.

- Kiedy namawiałem cię do wybaczenia chłopakom – wyjaśnił spokojnie.

- Ach, o tym mówisz... Przecież już mnie przeprosiłeś i wytłumaczyłeś jakie miałeś powody... - poczułam ukłucie w sercu na samo wspomnienie tamtej rozmowy. Uświadomiłam sobie, że teraz używał dokładnie tego samego tonu głosu co wtedy. Równie dobrze moglibyśmy teraz rozmawiać o pogodzie. - Chciałeś dobrze.

Leiftan zbliżył się do mnie nieznacznie i delikatnym gestem założył mi kosmyk za ucho, a potem popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Wydawało mi się, że dostrzegłam u niego nieopisany ból i aż poczułam jak nogi mi drżą w kolanach pod ciężarem tego odkrycia.

- Skrzywdziłem wspaniałą kobietę. – powiedział wreszcie, a ja poczułam jak się rumienię. - Kiedy najbardziej potrzebowała mojego wsparcia, próbowałem na niej coś wymusić. Nieważne, co mną kierowało, Gardienne, to niewybaczalne.

- Dlaczego jesteś dla siebie taki surowy? - bardzo mnie poruszyło to, co powiedział. Z trudem udało mi się opanować głos, żeby się nie załamał, kiedy mówiłam.

- Gdyby to chodziło o kogoś innego... - Leiftan odwrócił głowę i popatrzył gdzieś w bok. - Niestety chodzi o ciebie. Nie mogę tego puścić w niepamięć – dodał. Położyłam dłoń na jego policzku i ponownie skierowałam jego twarz ku swojej.

- Ciągle nie odpowiedziałeś mi na najważniejsze pytanie. Dlaczego to wszystko?

- Jesteś dla mnie bardzo ważna – odparł. - Od momentu, kiedy cię zobaczyłem po raz pierwszy... Nie, Gardienne, nie możemy o tym rozmawiać – stwierdził nagle, gdy już myślałam, że usłyszę od niego jakieś wyznanie. To było strasznie głupie z mojej strony, ale gdzieś w głębi serca poczułam lekki zawód. Wydawało mi się to strasznie dziwne, że tak po prostu przerwał wypowiedź. Zwykle Leiftan nie miał problemów z mówieniem prawdy, nieważne jak dziwna czy wstrząsająca by ona nie była.

- Dlaczego? - zapytałam po raz kolejny. Musiałam brzmieć jak zacięta płyta, ciągle tylko dlaczego i dlaczego... ale musiałam się dowiedzieć.

- Ponieważ nie wolno mi ciebie kochać Gardienne – powiedział. Nie, jednak nic się nie zmieniło, nadal bez skrępowania mówił, co myślał... Stanęłam jak wryta. Chyba wieki zajęło mi przetworzenie w mózgu tego, co właśnie powiedział i co to mogło dla nas oznaczać. Ku mojemu zaskoczeniu, na końcu tego skomplikowanego procesu myślowego narodził się we mnie bunt. Założyłam ręce na piersi i dumnie uniosłam brodę.

- A kto ci zabrania? - odezwałam się.

- Ja sam. I to co jest we mnie – odparł, a mnie to zupełnie zbiło z tropu. Natychmiast przypomniało mi się, co mówił o sobie i o nienawiści, która go wypełniała. Nie musiał nic dodawać, wiedziałam już wszystko. Poczułam się strasznie źle. Jego cierpienie mnie dobijało. Rozpaczliwie zapragnęłam przynieść mu ukojenie. Z zamyślenia wyrwał mnie Leiftan, który pogłaskał mnie po policzku. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy. To ostatnia rzecz, której bym teraz pragnął – dodał i uśmiechnął się do mnie ciepło. Cała się trzęsłam od emocji, a on był taki opanowany, jakby w ogóle nie dotyczyła go ta rozmowa. Jak on to robił? Czy to był jego sposób na radzenie sobie z tym, co go niszczyło od środka? - Przepraszam Gardienne, muszę wracać do swoich obowiązków – ukłonił mi się nieznacznie, po czym po prostu odwrócił się i odszedł, nie czekając na moją odpowiedź.

Ogłupiała wpatrywałam się w niego. Przeczucie mówiło mi, że jeśli teraz odejdzie, to już na zawsze zniknie z mojego życia. Uświadomiłam sobie, że za bardzo mi na nim zależało, bym mogła mu na to pozwolić. Zbiegłam za nim po schodach i mocno objęłam go od tyłu. Wtuliłam się w jego plecy. Leiftan zatrzymał się. Poczułam jak cały się spiął.

- Gardienne? - odezwał się w końcu. Głos miał cichy. Miałam wrażenie, że wypowiedzenie mojego imienia przyszło mu z trudem.

- Strasznie mi ciebie brakowało przez te dwadzieścia jeden dni – wyszeptałam. - Nie wiem, co tak naprawdę w tobie jest, ale chcę ci pomóc. Chcę być twoim wsparciem – dodałam. Leiftan ujął moje dłonie i odsunął je od siebie delikatnie. Odwrócił się twarzą do mnie. Splotłam nasze palce, żeby nie mógł mi uciec.

- Mnie już nie można pomóc – powiedział. Wyglądał na zdezorientowanego moim zachowaniem. To była jakaś odmiana po typowym dla niego uprzejmym zainteresowaniu. Czułam, że zaczęłam się powoli dokopywać do jego prawdziwego „ja”.

- A próbowałeś? - tym razem to ja uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. - Jestem pewna, że nie – rozplotłam nasze palce i ujęłam jego twarz w dłonie. - Zabraniam ci zabraniania sobie czegokolwiek.

Stanęłam na palcach i oparłam swoje czoło o jego. Leiftan na chwilę przymknął oczy. Wyglądał jakby ten drobny gest sprawił mu ogromną przyjemność.

- Dlaczego, Gardienne? - zapytał. Tyle razy dzisiaj wypowiedziałam to słowo, ale dopiero słysząc je z ust Leiftana, zrozumiałam jak wiele mogło ono oznaczać. Dlaczego nie pozwolisz mi odejść? Dlaczego nie zostawisz mnie samego? Dlaczego to robisz? Dlaczego tego chcesz? Dlaczego nie odpuścisz? Dlaczego to wszystko? Dlaczego ja? Dlaczego?

- Bo jesteś dla mnie ważny, oto dlaczego – odparłam. Miałam nadzieję, że ta odpowiedź zaspokoi wszystkie pytania, jakie piętrzyły się w jego głowie. Odsunęłam się i popatrzyłam na niego wyczekująco. Widziałam na jego twarzy, jak toczył wewnętrzną walkę.

- Spróbuję – odezwał się wreszcie, a ja poczułam zalewającą mnie falę ulgi.

- Wobec tego na dobry początek... może dasz się wyciągnąć na spacer? - zaproponowałam z uśmiechem. - Mamy sporo do nadrobienia, a obowiązki mogą chyba jeszcze chwilę poczekać – dodałam. Dawno nic mnie tak nie ucieszyło, jak jego kiwnięcie głową na zgodę.

Advertisement