Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Przybywam do Was, moi Kochani z kolejnym rozdziałem opwiadania. 

Żadnych spoilerów, po prostu przeczytajcie :)

Dla przypomnienia jeszcze poprzednią część



A teraz zapraszam ;)



ROZDZIAŁ XIX



Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz wypowiedziałam zaklęcie, którego zdążyłam się nauczyć w ciągu godziny. Tym razem efekt był taki, że bańka wokół mnie rozbiła się. Wcześniej po prostu znikała.

- Musisz się skupić. Musisz tego chcieć – poradziła mi Colia.

Od trzech godzin ćwiczyłyśmy ten czar w jednej z piwnic Biblioteki Aleksandryjskiej. Sądząc po wielkości obiektu, spodziewałam się, że podziemia będą plątaniną korytarzy i tak szczerze powiedziawszy, się nie pomyliłam. Zdziwiło mnie jednak, jak bibliotekarka przygotowała jedno z pomieszczeń. W innych zalegały beczki z różnymi trunkami, a tu było pusto. Czułam wilgoć w powietrzu, widziałam pęknięcia w murach dookoła, wszystko świadczyło o tym ile lat stoi ten budynek.

Kiedy razem z Colią weszłyśmy do pomieszczenia, zaczęła mnie od razu instruować jak się przygotować do rytuału. Najpierw musiałam zrobić solny krąg wokół kryształu, który miał wzmocnić moje czary. Następnie musiałam utworzyć bańkę energii i w trakcie wypowiadania zaklęcia miałam dotknąć kryształu. A potem musiałam tylko oddać Oracle swoją energię, mając nadzieję, że będę umiała na tyle ją zrównoważyć, żeby to przeżyć. Zdaniem Colii byłam dość silna, żeby to zrobić, ale ja nie do końca w to wierzyłam.

Rozglądając się wcześniej po pomieszczeniu, poczułam znowu ten nieprzyjemny dreszcz, który przypomniał mi moje porwanie przez Leiftana. Siłą rzeczy przypomniał mi się moment, kiedy o mało nie zginęłam, niszcząc doszczętnie Kryształ, a tym samym o mało nie zniszczyłam Eldaryi. Zaklęcie, które deamon wtedy wypowiedział, brzmiało bardzo podobnie do tego, którego ja się musiałam nauczyć, różniło się tylko trzema ostatnimi wersami, które mówiły o dobru tego świata.

Teraz po kilku godzinach ćwiczeń byłam wyczerpana. Mimowolnie upadałam na kolana.

- Staram się, ale nie mam już siły – powiedziałam bibliotekarce.

Kobieta podeszła do mnie z kubkiem i dzbankiem wody, podała mi naczynie, żebym się napiła. Jednym haustem je opróżniłam.

- Musisz odpocząć – wyszeptała Colia.

Nalałam sobie znowu wody i także równie szybko opróżniłam.

- Jutro po śniadaniu wrócimy do ćwiczeń. Musisz opanować rytuał do perfekcji, bo jak nie konsekwencje mogą być straszne. Mamy tydzień, więc myślę, że to wystarczająco dużo czasu. Jak wrócisz do Kwatery Głównej, chciałabym, żebyś medytowała i ćwiczyła równoważnie energii. To jest klucz do twojej przyszłości – ciągnęła Colia.

Ja tylko kiwałam głową, jak to mówiła.

Nie chciałam myśleć o tym, że mogę umrzeć, starałam się skupić na ćwiczeniach, ale widmo śmierci i tak mi ciążyło. Jeśli poszłoby coś nie tak, to mogłabym uszkodzić Kryształ i tym samym skazać Eldaryę na zagładę, a tego nie chcę, dlatego musiałam odpędzić od siebie wszystkie moje zmartwienia.

Wstałam z podłogi i oddałam naczynie Colii.

- Idę się położyć. Spotkamy się tutaj jutro po śniadaniu – powiedziałam.

- Dobrze, dobranoc – pożegnała się ze mną bibliotekarka.

- Dobranoc – odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.

Miałam dobrą orientację w terenie, więc potrafiłam się odnaleźć w tej plątaninie korytarzy. Kiedy udało mi się wyjść na dziedziniec, od razu poszłam do swojego pokoju. Łudziłam się, że Ykhar już śpi. Nie chciało mi się szukać wymówek, dlaczego postanowiłam „pójść na spacer", jak napisałam jej w liściku. Oby tyle informacji jej wystarczyło.

Kiedy weszłam do pokoju, dziękowałam w duchu Wyroczni. Brownie, smacznie sobie spała, co mnie było bardzo na rękę. Ostrożnie zamknęłam drzwi i na palcach poszłam do łazienki się umyć. Po szybkim i gorącym prysznicu, który okazał się dla mnie zbawieniem, od razu udałam się do łóżka. Dopiero teraz poczułam jak bardzo bolą mnie kości i ile energii kosztował mnie ten rytuał.

Mimo zmęczenia nie mogłam usnąć. Tęskniłam za Nevrą, za jego pocałunkami, za ramionami, które mnie oplatały i dzięki którym czułam się bezpiecznie. Chciałam, żeby sobie mnie przypomniał. Robiłam to też dla niego. Rytuał cofał każde rzucone zaklęcie, bez wyjątku, czyli to, co zrobili Ashkore i Leiftan również. To była moja ostatnia szansa, żeby go odzyskać. Wiem, że mogę wtedy przysporzyć mu cierpień, jeśli umrę, a on sobie wszystko przypomni, ale trzymałam się tego, że jednak uda mi się przeżyć. Miałam miesiąc do kolejnej pełni księżyca i do tej pory musiałam opanować zrównoważenie energii do idealnej perfekcji.

W końcu udało mi się zasnąć.

Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Wstałam z łóżka i szybko się ubrałam. Dopiero, teraz kiedy było dość jasno, zobaczyłam stertę papierów wokół Ykhar. Musiała długo pracować wczoraj, skoro ich nie schowała. Po cichu wyszłam z pokoju i udałam się prosto do jadalni. Zajęłam swoje miejsce i od razu przyleciał talerz z płatkami owsianymi i szklanka soku. Od razu zabrałam się do jedzenia. Potrzebowałam mnóstwo energii, a każdy kęs był jego źródłem. Jakiś czas później przyszła Ykhar.

- Hej, późno wczoraj wróciłaś – stwierdziła, siadając na swoim miejscu.

Jej śniadanie też przyleciało.

- Tak, Colia miała sprawę i zajęło mi to trochę czasu – wyjaśniłam.

Nie lubiłam kłamać, a to była tylko trochę naciągana prawda.

- Wiesz, tak się zastanawiałam, czy jest jeszcze sens szukać. Za kilka dni wracamy do K.G., a do tej pory nic nie znalazłyśmy – powiedziała ze smutkiem w głosie.

Oczywiście nie powiedziałam jej, że ja już miałam sposób, jak przywrócić Nevrze pamięć. Nie zamierzałam nikomu powiedzieć. Za duże ryzyko, że powstrzymaliby mnie.

- No to sama poszukam. Wykorzystam czas, jaki nam tu został – powiedziałam jej, licząc, że rzeczywiście odpuści i przynajmniej dzisiaj nie będę musiała więcej kłamać.

- Nie będziesz mi miała za złe? Chciałabym dzisiaj trochę popracować i wysłać wieczorem dokumenty do K.G. - powiedziała z lekko skruszoną miną.

- Nie ma problemu. Zrób, co masz zrobić – uśmiechnęłam się do niej.

Widziałam w jej oczach, że nie chce mnie zostawiać samej z tym wszystkim, ale rozumiałam ją.

- Dziękuję Elenija i przepraszam – mówiła brownie.

- Nie masz za co przepraszać – odpowiedziałam, kończąc śniadanie.

Ykhar ledwo co zaczęła jeść.

- Dobra to zmykam. Zobaczymy się później – powiedziałam, wstając od stołu.

- Do zobaczenia – odpowiedziała, odprowadzając mnie wzrokiem.

Opuściłam stołówkę i pobiegłam do piwnicy biblioteki. W pomieszczeniu, w którym ćwiczyłam czekała już na mnie Colia.

- Dzień dobry – przywitałam się z bibliotekarką, zamykając za sobą drzwi.

- Witaj. Odpoczęłaś – spytała, kiedy stanęłam przed nią.

- Tak – odpowiedziałam.

- Dobrze. Przygotuj solny krąg – poinstruowała mnie Colia.

Wzięłam worek z białym proszkiem i rozsypałam go po okręgu.

- Wyobraź sobie, że w środku niego jest Kryształ. Stań naprzeciwko niego – ciągnęła bibliotekarka.

Tak też zrobiłam.

- Teraz wyczaruj bańkę energii wokół siebie – powiedziała kobieta.

- Skupiłam się i chwilę później otoczyła mnie kula mocy.

- Dobrze, a teraz czar – dokończyła instrukcje Colia.

Zaczęłam recytować czar w starożytnym języku. Dowiedziałam się, że to jeden z dialektów łaciny, prawie w ogóle nieużywany w moim świecie. Był piękny, ale na Ziemi ludzie uważali go za przeklęty. Ponieważ to magia, a wszyscy wiedzą, co kiedyś robiono z tymi, którzy parali się czarami.

W połowie recytacji bańka znowu pękła.

- Musisz się skupić – upomniała mnie bibliotekarka.

Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy i całą energię skupiłam w jednym punkcie tak jak na ćwiczeniach z Miiko i Huang Hua. Ponownie wyczarowałam wokół siebie bańkę energii i zaczęłam znowu recytować zaklęcie. Mówiłam, całą swoją uwagę skupiając na swojej mocy. Czułam, jak moja energia życiowa przepływa do bańki, która robiła się coraz grubsza i coraz mniej przeźroczysta. W pewnej chwili nie widziałam wokół siebie nic poza bielą. Kończąc recytację, zrobiłam krok do przodu, żeby „dotknąć" Kryształu. Kiedy skończyłam mówić, bańka zniknęła, a ja opadłam na ziemie. Ten czar kosztował mnie mnóstwo energii, ale wiem, że warto było i tym razem udało mi się.

- Brawo – pochwaliła mnie Colia – teraz odsapnij chwilę – podeszła do mnie z dzbankiem, ale tym razem w środku był jakiś dziwny żółty płyn.

Colia nalała mi trochę do kubka i podała mi naczynie.

- Co to jest? - spytałam, przyglądając się napojowi.

- Eliksir przywracający energię – odpowiedziała mi Colia.

Upiłam łyk i od razu poczułam, jak wracają mi siły.

Coś mi przyszło do głowy.

- A gdybym wypiła to przed rzuceniem zaklęcia, to zwiększyłaby się moja szansa na przeżycie? - spytałam, mając nadzieję, że odpowie twierdząco.

- Nie. Nie możesz tego wcześniej wypić, ponieważ energia, którą przekażesz Kryształowi, musi być czysta. A poza tym, kiedy powstała Eldarya, nie było jeszcze tego eliksiru – odpowiedziała Colia.

Czyli nici z pomysłu.

Westchnęłam, upijając kolejny łyk napoju.

- Wiesz, że nie musisz tego robić? Możesz wycofać w każdej chwili – powiedziała Colia, jakby czytając mi w myślach.

- Wiem, ale jeśli nie ja to kto? Nie mogłabym spać spokojnie, wiedząc, że mogę ocalić tę krainę i nie spróbowałam – wyjaśniłam.

- Podziwiam twoją odwagę, że pomimo wizji śmierci chcesz nas ocalić – Colia usiadła koło mnie.

- Muszę spróbować – wyznałam.

- Wiesz, że to cofnie wszystkie zaklęcia, jakie działają? - spytała.

- Wiem. O to mi też chodzi – odpowiedziałam.

Chciałam, żeby Nevra pamiętał mnie, nawet jeśli miałoby mnie zabraknąć na tym świecie.

Colia uśmiechnęła się smutno. Widziałam w jej oczach, jak bardzo mi współczuje.

Nie chciałam, żeby żal ogarnął moje serce, dlatego postanowiłam nie myśleć teraz o tym wszystkim. Muszę skupić na swojej mocy.

Podniosłam się z podłogi.

- Dobra, zróbmy powtórkę – powiedziałam do Colii.

Ta w odpowiedzi wstała i cofnęła się o kilka kroków.

- Dobrze, zaczynaj – uśmiechnęła się zachęcająco.

Ponownie zamknęłam oczy i jeszcze raz powtórzyłam cały rytuał. I tak jeszcze kilka razy i tym razem, każda próba była udana. Ciężko mi było w to uwierzyć, ale naprawdę potrafiłam to zrobić.

- Wiara jest kluczem do sukcesu – stwierdziła bibliotekarka.

Siedziałam na podłodze, popijając napój.

- Na dzisiaj wystarczy. Idź, się zrelaksuj. Jutro poćwiczymy znowu – tym samym zakończyła nasze spotkanie.

Kiwnęłam głową i wstałam z podłogi. Oddałam bibliotekarce naczynie.

- Do zobaczenia – pożegnałam się i wyszłam z piwnicy.

Kiedy wyszłam z plątaniny korytarzy, słońce było już prawie w zenicie. Miałam jeszcze mniej więcej godzinę do obiadu. Postanowiłam ten czas poświęcić na szperaniu w bibliotece. Musiałam wykorzystać nieograniczony dostęp, jaki miałam. Tym bardziej że zostało nam jeszcze tylko parę dni pobytu.

Z dziedzińca skierowałam się do wielkich wrót, następnie weszłam po schodach i dotknęłam dłonią drzwi dzielące mnie ze składem bibliotecznym. Weszłam do środka, zastanawiając się, co chciałam przeczytać. Rozejrzałam się po półkach, które mnie otaczały.

- Hmmm – zastanowiłam się.

Przyszła mi pewna myśl.

Od razu skierowałam się na schody i biegiem udałam na dziesiąte piętro. Niezłą miałam kondycję, skoro u celu nawet nie poczułam zmęczenia. Przeszłam między półkami, szukając interesującego mnie działu. W końcu znalazłam. Napis na froncie głosił „wampiry”. Weszłam do alejki i wzrokiem przeczesywałam tytuły na grzbietach książek.

Łatwiej mi było zajrzeć do księgi, którą czytałam razem z Nevrą ostatnim razem, ale tam było wszystko zbyt ogólnikowe, a ja chciałam poznać szczegóły tej rasy faery.

Nie bardzo wiedząc, od czego zacząć, postanowiłam zdać się na los. Zamknęłam oczy i podeszłam do półki, wyciągnęłam rękę, chwytając pierwszą książkę, jaką dotknęłam. Tytuł był w obcym języku, ale ja bez problemu go odczytałam „O świecie i tradycji”. Podejrzewam, że raczej mało się dowiem z tej księgi, ale postanowiłam nie wybrzydzać. Los tak chciał, a ja nie zamierzałam mu się sprzeciwiać.

Przytuliłam księgę i podeszłam do stolika na końcu alejki. Usiadłam wygodnie na krześle i otworzyłam wolumin. W międzyczasie postanowiłam poćwiczyć trochę i wyczarowałam kulę energii, która krążyła wokół mnie. Kiedy tylko upewniałam się, że jej tor lotu jest nie zakłócony, skupiłam wzrok na stronie książki.

„Wampir to często spotykana rasa faery. Żyją w rodzinach i klanach, rzadko można spotkać samotnego nomadę. Na Ziemi są uważane za potwory i istoty rodem z piekła. Nieśmiertelne, pozbawione serca i wszelkich skrupułów. Tak naprawdę są tak samo śmiertelne, jak ludzie i w wielu kwestiach ich przypominają.

Wampir jako istota żyjąca ma bijące serce. Nie potrzebują niczyjej krwi do przeżycia. Żywią się tym samym co ludzie. Krew jest tylko dla niech przysmakiem.

Oczywiście jak każdy faery różni się od ludzi. Mają dodatkowe zdolności, jak lepszy słuch, czulszy węch, są bardziej zwinni i dużo szybsi, a także odznaczają się większą siłą”.

Czyli wampiry, nie powstawały w wyniku przemiany, jak to wszyscy ludzie myślą. W sumie to wiedziałam o tym od dawna, ale jakoś dopiero teraz sobie uświadomiłam, jak bardzo różnią się od ludzkich wyobrażeń. Nie żywią się krwią, tylko po prostu ją lubią, jak ja czekoladę, czy truskawki. Z tego, co się zdążyłam zorientować, krew każdej rasy smakuje inaczej. Ciekawe jak smakowała moja. To znaczy, wiem, że dla mnie miałaby smak rdzy, typowy dla krwi, ale wampiry miały inne kubki smakowe. Wiedziałam tylko, że krew elfów jest słodsza niż innych ras.

Nevra nigdy nie napił się mojej krwi. Nigdy nawet o tym nie rozmawialiśmy. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek kusiło go, żeby jej spróbować. Żeby mnie spróbować. Tym bardziej że nie byłam człowiekiem, tylko pół-deamon pół-smokiem. Krew najpotężniejszej istoty w Eldaryi, a jego to nie kusiło? Może za bardzo mnie kochał, żeby odważyć się, mnie ugryźć. Nie wiem, na to chyba już nie poznam odpowiedzi.

Przewróciłam kilka kartek i znowu skupiłam się na czytaniu.

„Wampiry żyją w klanach i rodzinach. Bardzo rzadko można spotkać samotników. W grupie czują się bezpieczniej”.

Nevra i Karenn byli jedynymi wampirami w Kwaterze Głównej. Czasami zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Może właśnie dlatego.

Po chwili usłyszałam kroki i kątem oka dostrzegłam czerwone światło przewodnika. Tuż za nim szła Ykhar.

- Szukałam cię wszędzie. Co tu robisz? - spytała brwonie, parząc na napis na froncie półki.

- Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o wampirach. Jakoś nigdy nie miałam okazji porozmawiać o tym z Nevrą albo z Karenn – wyjaśniłam.

- Myślałam, że szukasz sposobu na przywrócenie pamięci – powiedziała z lekkim wyrzutem.

- Szukałam, ale nic nie znalazłam – powiedziałam smutno.

Spuściłam wzrok, kuląc się w sobie.

Wiedziałam co myśli Ykhar, że zamiast szukać lekarstwa, czytałam o rasie, o którą po prostu mogłam każdego zapytać. Poczułam się okropnie.

Wiedziałam, że nie ma lekarstwa. To były czary deamonów, które nigdy nie zostały tu spisane, więc antidotum po prostu tu nie ma.

Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na miejsce.

- Chodźmy na obiad – zasugerowałam, żeby nie drążyć tego tematu.

Miałam już dość złych myśli.

Ykhar pokiwała tylko głową i razem udałyśmy się do jadalni.

Po obiedzie postanowiłam pomóc jej przy dokumentach, a wieczorem wysłałyśmy je do K.G. Korciło mnie, żeby napisać list do Karenn, ale się powstrzymałam. I tak mnie dopadnie, jak tylko wrócimy, więc nie miało to sensu.

Wieczorem, po kąpaniu położyłyśmy się spać. Musiałam teraz porządnie się wysypiać, żeby mieć mnóstwo energii. Pomimo tego, że nie czułam zmęczenia i tak usnęłam, bardzo szybko, co było dziwne, bo ostatnie noce spędziłam na kręceniu się na łóżku.

Advertisement