Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

I o to tym samym prezentuję rozdział I

P.S. Jak są jakieś literówki, prosze o wskazanie gdzie i jakie. Pisanie w nocy ma swoje minusy :)



ROZDZIAŁ I

Szłam ciemnym lasem. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. To nie był ten sam las, który otaczał Kwaterę Główną, ten był mroczniejszy. Nie kojarzyłam ścieżki, którą szłam, ale innej drogi nie było. Krzewy były zbyt gęste, żeby iść na przełaj, więc musiałam trzymać się trasy, którą obrałam. Idąc dalej, las gęstniał, a drzewa były coraz większe. Konary w ogóle nie przepuszczały światła. Widziałam tylko to, co było tuż przede mną.

Nagle usłyszałam za sobą szelest liści. Przestraszyłam się i przyspieszyłam kroku, niestety ten ktoś również przyspieszył kroku. Chciałam odwrócić się i zobaczyć kto za mną idzie, ale za bardzo się bałam. Mój marsz zamienił się w bieg, ale nagle ktoś pojawił się na mojej drodze. Był to mężczyzna z dużymi czarnymi skrzydłami i rogami na głowie. Dobrze go znałam. Moje serce od razu zalała fala ulgi.

Mężczyzna objął mnie jedną ręką, a drugą uniósł, a z jego dłoni wydobyła się kula energii, która zmiotła intruza z powierzchni ziemi.

Wtuliłam się w swojego wybawcę i mimowolnie się rozpłakałam.

- Już nie płacz kochanie, nic ci nie grozi – usłyszałam.

Mężczyzna zaczął głaskać mnie po plecach, żeby mnie uspokoić.

- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził moja królowo – powiedział łagodnym i kojącym głosem.

Od razu poczułam się bezpiecznie.

- Dziękuję ci Leiftanie – odpowiedziałam.

Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku, ciężko oddychając.

To był tylko sen, tylko zły sen – uspokajałam się myślach.

Przetarłam oczy i twarz i rozejrzałam się dookoła. Otaczały mnie bordowe ściany mojego pokoju. Byłam w swojej sypialni. Spojrzałam obok siebie, ale zamiast mojego ukochanego Nevry zastałam tylko liścik, napisany jego ręką. Od razu wzięłam go do ręki i przeczytałam jego treść:

Nie miałem serca cię budzić, tak słodko spałaś. Mam dużo pracy, zobaczymy się później. Kocham cię.

Uśmiechnęłam się do kartki. Nevra był szefem Straży Cienia i jako przywódca miał dużo obowiązków. Mnie po awansie do Lśniącej Straży również przybyło zobowiązań.

Znowu rozejrzałam się po pokoju i moją uwagę przykuło biurko, które było teraz zawalone papierami i książkami. Musiałam dbać o bezpieczeństwo kwatery i ich mieszkańców, a tym samym musiałam nauczyć się wszystkich zaklęć ochronnych, których używano i sprawdzać je prawie codziennie. Oczywiście sprawdzanie mogłam zlecić komuś innemu, ale z doświadczenia wiem, że pewne rzeczy lepiej robić samemu.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągam mój ulubiony strój, który podarowała mi kiedyś Karenn i założyłam go, ale dla odmiany postanowiłam darować sobie kurtkę. Był środek lata, a za oknem mocno świeciło słońce. Za nim udałam się na śniadanie, poszłam jeszcze do łazienki przemyć twarz zimną wodą. Musiałam spłukać senny koszmar. Szczerze, to nie wiem, co mnie bardziej przerażało, mroczna sceneria czy fakt, że wdzięczyłam się do Leiftana, ale to był tylko sen. Wytarłam twarz, wyszłam z łazienki i poszłam na śniadanie.

Wzięłam swoją tacę i już miałam podejść do stolika, kiedy stwierdziłam, że szkoda marnować taką pogodę i postanowiłam zjeść na zewnątrz. Razem z tacą wyszłam z budynku i poszłam pod fontannę. Usadowiłam się wygodnie pod drzewem i zabrałam za jedzenie.

Cały czas miałam w głowie ten koszmarny sen. Nie rozumiałam go, tym bardziej że Leiftan nigdy mi się nie śnił. Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy incydent.

- Co tu robisz? - spytała mnie Karenn wyrywając mnie zamyślenia.

- Jem – odpowiedziałam.

- No, coś ci nie ubyło tego śniadania. Gdzie byłaś? - zagaiła, siadając naprzeciwko mnie.

- Nigdzie, przecież cały czas tu jestem – powiedziałam.

- Chodzi mi, gdzie byłaś myślami? Gapiłaś się w nicość przez jakieś pięć minut – zaśmiała się wampirzyca.

- Przepraszam, po prostu zamyśliłam się – powiedziałam, kontynuując śniadanie.

- Powiedz – nalegała.

Przewróciłam oczami, ale postanowiłam się jej zwierzyć.

- Śnił mi się Leiftan – wyznałam.

- Serio? - Karenn zrobiła wielkie oczy.

- Tak – odpowiedziałam.

- I co dalej? - spytała.

- No, uratował mnie przed czymś, a ja mu się wdzięczyłam. Najgorsze jest to, że w tym śnie nie czułam żadnej nienawiści do niego – powiedziałam.

- Nie przejmuj się tak, to tylko sen – pocieszała mnie przyjaciółka.

- Wiem – przyznałam.

Dokończyłam śniadanie, po czym wstałam i razem z Karenn poszłam do stołówki odnieść naczynia. Kiedy wychodziłyśmy natknęłyśmy się na Ykhar.

- El, dobrze, że cię znalazłam. Miiko zarządziła zebranie, teraz – powiedziała, zasapana brownie.

- Aha, ok. Do zobaczenia później Karenn – pożegnałam się z wampirzycą i poszłam razem z Ykhar do Kryształowej Sali.

Na miejscu byli już wszyscy. Uśmiechnęłam się ciepło do Nevry, a zresztą przywitałam się skinięciem głowy.

- Dobrze, możemy zaczynać. No cóż, El to spotkanie tak naprawdę dotyczy ciebie – zaczęła Kitsune.

Dlaczego mnie to już nie dziwiło?

Hung Hua podeszła do mnie i ciepło się uśmiechając, uścisnęła mi dłonie.

- W imieniu ludu fenghunagów pragnę cię zaprosić na bankiet na twoją cześć – powiedziała Huang Hua.

Wmurowało mnie.

- Bankiet na moją cześć? Ale już jedno przyjęcie się odbyło – mówiłam.

- Tak, ale tamto było tylko w kwaterze, a bankiet odbędzie się w Świątyni Fenghuangów i będą zaproszeni wszyscy władcy z Eldaryi. Każdy chce cię poznać El – wyjaśniła Huang Hua.

Teraz byłam jeszcze bardziej zaskoczona. Rozejrzałam się po twarzach zebranych, ale nie widziałam na nich żadnych emocji.

- Nie wypada odmówić – powiedziałam tylko.

Musiałam się zgodzić.

- To wspaniale – zaćwierkała fenghunag.

- Wyruszacie jutro o świcie. Nevra, Ezarel, wy również jedziecie. Resztę grupy ogłoszę później. Idźcie się szykować – zakończyła Miiko.

Wyszłam z Kryształowej Sali i przystanęłam chwilę, żeby zaczekać na Nevrę.

- Witaj piękna – przywitał mnie wampir i mocno pocałował.

Kiedy się oderwaliśmy od siebie, to przyjrzałam mu się bliżej.

- Nie wyglądasz na zadowolonego? Nie chcesz ze mną jechać? - spytałam.

- Oczywiście, że chcę jechać – odpowiedział.

- To, co się dzieje? - drążyłam.

- Nic takiego, tylko – urwał wampir.

- Chodź do mojego pokoju – pociągnęłam Nevrę za sobą.

Jak tylko zamknęły się drzwi, podłapałam wątek.

- Powiedz mi, o co chodzi – nalegałam.

- Po prostu obawiam się tego bankietu – wyznał.

- Ty? Lubisz takie imprezy – powiedziałam nieco zaskoczona.

- To nie będzie taka impreza, jaka była tutaj. To będzie bal, prawdziwy elegancki bal. Będą wszyscy najważniejsi delegaci Eldaryi, to poważna uroczystość – wyjaśnił mi wampir.

- Ok – nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć.

Prawda jest taka, że nigdy nie byłam na żadnym takim balu i nie mam pojęcia, jak ma się wtedy zachowywać. Nie wiedziałam nic o królewskiej etykiecie.

Usiadłam na kanapie, bo poczułam pierwsze oznaki stresu.

- Poradzisz sobie świetnie, wierzę w to – pocieszał mnie Nevra, trzymając mnie za dłonie.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam, że dalej coś mu nie dawało spokoju.

- Kochanie, powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi – zaczęłam znowu nalegać.

Nevra zamknął oczy i zmarszczył czoło, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.

- Obawiam się po prostu, że spotkam tam kogoś, kogo od bardzo dawna nie widziałem – wyznał w końcu w prawdę.

- Kogo? - spytałam.

- Nie ważne – powiedział.

Widziałam, że nie chciał o tym rozmawiać. Postanowiłam to uszanować.

- No dobrze. Jak będziesz chciał, to mi powiesz – odrzekłam, ściskają jego dłonie.

Nevra nic nie mówiąc, przytulił mnie mocno.

- Dobra, musisz mi pomóc – oświadczyłam.

- W czym? - spytał.

- Nie mam bladego pojęcia o etykiecie i zachowaniu na tego typu przyjęciach – wyjaśniłam.

- Kochanie, nie musisz ćwiczyć. Wystarczy, że będziesz sobą – powiedział wampir.

- Sam powiedziałeś, że to będzie bardziej oficjalne przyjęcie niż to, które się tutaj odbyło i to wszystko na moją cześć. Muszę zachowywać się bardziej elegancko niż zwykle – powiedziałam.

- No dobrze, skoro tak uważasz. O ubiorze porozmawiasz z Karenn, ale nie powinnaś mieć z tym problemu. Nikt już nie przywiązuje do tego aż takiej wagi. Powiem ci pokrótce, jak trzeba zachować się przy stole – rzekł Nevra, wstając z kanapy.

Zaczął tłumaczyć mi, jak jeść i pić przy stole, od których sztućców powinnam zacząć itp. Cześć z tego, co mówił, wiedziałam. Rodzice często organizowali przyjęcia, więc z grubsza wiedziałam jak mam się zachowywać, ale to był inny świat i inni ludzie.

Następnie przeszedł to kwestii witania się z gośćmi. Mężczyźni z arystokracji z reguły byli dżentelmenami i to oni pierwsi się witali, przeważnie całowali dłonie damom, a kobiety dygały. To też nie było trudne.

Na myśl o tym wszystkim zrzedła mi mina.

- Co się dzieje, skarbie? - spytał Nevra, widząc mój pogorszony humor.

- Kolejne wystąpienie przed tłumem ludzi. Nie lubię tego – wyjawiłam.

- Wiem, ale będę tam. Między innymi dlatego też tam jadę. Żeby cię wspierać i ci towarzyszyć – powiedział Nevra przykucając przede mną, żeby spojrzeć mi w oczy.

- Dziękuję – powiedziałam, całując Nevrę w usta.

- Proszę bardzo – uśmiechnął się do mnie, kiedy się od siebie oderwaliśmy – chętnie zostałbym, ale muszę iść się spakować – powiedział odsuwając się.

- Ja też. Widzimy się na obiedzie? - spytałam, kiedy był już przy drzwiach.

- Oczywiście. Do zobaczenia – rzucił, za nim wyszedł z mojego pokoju.

Mając w myślach, to co mnie czeka, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej plecak. Okazało się, że miał dziurę, a innego nie miałam. Z westchnieniem wyszłam z pokoju i skierowałam się do wyjścia z budynku. Musiałam iść na targ po plecak albo torbę.

Kiedy dotarłam na miejsce, od razu znalazłam odpowiednią torbę. Kupiłam ją za nie dużą kwotę. Już miałam wrócić do siebie, kiedy na witrynie butiku Purriry zobaczyłam cudowną suknię. Według mnie idealną na bankiet. Nie zwlekając, weszłam do środka.

- Witaj Purriry – przywitałam się z właścicielką.

- O witaj moja droga. Pewnie sprowadza cię tutaj twój wyjazd – powiedziała Purriry.

- W sumie to tak. Przechodziłam obok i zobaczyłam w oknie sukienkę – odpowiedziałam, wskazując na manekin przy oknie.

- Och, cudowny wybór, moje najnowsze dzieło – zaćwierkała, podchodząc do manekina – chcesz przymierzyć?

- Jak najbardziej – zgodziłam się.

Suknia była koloru różowego, była długa, sięgająca łydek i rozkloszowana. Pokryta brokatem, cudownie błyszczała w świetle. Do niej była także woalka na ramiona i pasek z motywem księżyca i gwiazd. Wzięłam ją od kotki i poszłam do przymierzalni, kiedy wyszłam i przyjrzałam się w lustrze, oniemiałam z zachwytu.

- Wyglądasz cudownie – zapiała Purriry.

- Ile za nią? - spytałam, obracając się i przyglądając z każdej strony.

- Normalnie cały ten zestaw plus buty kosztują tysiąc siedemset maany, ale dla ciebie zejdę do tysiąca – poinformowała mnie kotka.

- Tysiąc maany za cały zestaw? - spytałam, nie dowierzając.

Purriry spuściła cenę prawie o połowę, nigdy aż takich promocji nie robiła.

- Kochana, jesteś wyjątkowa, więc dla ciebie musi być wyjątkowa cena – uśmiechnęła się kotka.

- No dobrze, biorę – powiedziałam w końcu.

Przebrałam się w swoje ubrania, Purriry spakowała cały zestaw, z który od razu jej zapłaciłam. Czym prędzej udałam się do pokoju z moimi nowymi nabytkami. Ostrożnie spakowałam paczkę z suknią i dodatkami, a także pozostałe ubrania do mojej nowej torby, która okazała się bardziej pojemna niż mój stary plecak. Dla mnie lepiej, bo nie musiałam brać kolejnego bagażu, nie mówiąc o prowiancie, apteczce i namiocie, które mieliśmy dostać tuż przed wyjazdem.

Kiedy skończyłam się pakować, poczułam burczenie w żołądku. Zbliżała się pora obiadowa, więc trudno się dziwić, że zgłodniałam. Wyszłam z sypialni i poszłam do stołówki. Zabrałam swoją porcję i zajęłam pierwszy napotkany wolny stolik.

- Witaj partnerko – przywitała mnie Karenn, dosiadaj się do mnie.

- Jedziesz z nami? - chciałam się upewnić, czy myślimy tym samym.

- Tak. Nevra, mnie zarekomendował do Miiko. Potem powiedział mi, że zrobił to głównie dla ciebie – odpowiedziała mi Karenn.

- Jest taki uroczy – uśmiechnęłam się.

Wiedział, że się stresuję, a Karenn bardzo mi pomagała w kwestiach, w których on nie potrafił. Mam na myśli głównie wszystkie babskie sprawy.

- To prawda. Także nie martw się, pomogę ci w przygotowaniach do balu – pocieszyła mnie przyjaciółka.

- Widzę, że nie mogłaś wytrzymać – odezwał się Nevra za plecami siostry.

Pocałował każdą z nas w czubek głowy i usiadł po mojej drugiej stronie.

- Zawsze chciałam zobaczyć Świątynie Fenghuangów – wyszczerzyła się Karenn.

- Wiem, dlatego pomyślałem, że to będzie dla ciebie idealny wyjazd – przyznał Nevra.

- Tak, jasne. Tylko dlatego chcesz, żebym jechała – zaśmiała się Karenn.

Czułam sarkazm w jej głosie.

Odwróciłam się do Nevry i pocałowałam go w policzek.

Dziękuję – wyszeptałam.

Za co? - udawał, że nie wiem o co mi chodzi.

Zamiast mu odpowiedzieć, zaśmiałam się tylko.

Uwielbiałam spędzać z nimi czas. Zawsze mi poprawiali humor. Kochałam ich. Nevra to ten jedyny, tak czułam, a Karenn była dla mnie jak siostra. Byli moją nową rodziną.

Jak tylko skończyłam jeść, wstałam z krzesła.

- Muszę iść załatwić parę spraw z Ykhar. Widzimy się później – pożegnałam się i poszłam odnieść talerz.

Pocałowałam jeszcze Nevrę w policzek, za nim opuściłam stołówkę. Skierowałam kroki do swojego pokoju, ponieważ miałam tam dokumenty, które musiałam zanieść Ykhar. Zabrałam z pokoju papiery i poszłam od razu do biblioteki, gdzie zastałam brownie.

- Masz tutaj te papiery. Dzisiaj wieczorem sprawdzę barierę, ale jutro musi zrobić to ktoś inny – powiedziałam jej.

- Wiesz, że możesz to zlecić komuś. Nie musisz robić tego sama codziennie – stwierdziła Ykhar.

- Wiem, ale jednak wolę to robić osobiście. Poproszę Valeriana, żeby sprawdzał osłonę jak mnie nie będzie i zdawał ci raporty – przeszłam do razu do setna.

- Dobrze – zgodziła się Ykhar.

Podpisałam jeszcze parę papierów, po czym zapadła niezręczna cisza.

- Jak tam z Valkyonem? Widziałam was tydzień temu na przyjęciu – przerwałam milczenie.

- Dobrze. Ostatnio nie mieliśmy czasu za bardzo, ale poza tym wszystko idzie we właściwym kierunku – uśmiechnęła się nieśmiało brownie.

- Bardzo się cieszę – powiedziała, odwzajemniając uśmiech.

Pożegnałam się z Ykhra i wyszłam z biblioteki. Miałam jeszcze parę spraw do załatwienia. Ze smutkiem minęłam przychodnię. Odkąd awansowałam, nie miałam, kiedy pomagać Ewe, także musiałam zrezygnować. Miałam masę innych obowiązków, które narzucała mi Miiko.

Zeszłam po schodach i zagłębiając się w myślach, wróciłam do swoich zadań.

Advertisement